Nie do końca do góry nogami
Nie do końca do góry nogami, czyli mniej więcej w połowie. Tu jestem teraz. I tu chciałabym się zatrzymać, chociaż ani to specjalnie atrakcyjne miejsce, ani wygodne. Nie na początku, kiedy pełno ekscytacji, nadziei i oczekiwań w rozpoczynanej podróży; i nie na końcu, gdzie wypełnia nas satysfakcja z pokonanej drogi. Tu, na półmetku, gdzie nie widać już początku, do końca daleko, gdzie opada mnie zwątpienie i lenistwo. Tu, gdzie po cichu się pytam - i po co Ci to było, coś Ty znów wymyśliła, przecież widzisz, że to nie ma sensu, wszystko dookoła zaczyna się znów walić, a Ty sobie wymyśliłaś, że będziesz innych uczyć jogi. Prowadzę sobie ten wewnętrzny monolog, obserwując jak sama mogę być swoim najlepszym przyjacielem albo najgorszym wrogiem. Jak bardzo mój umysł ucieka, wybiega do przodu, do tyłu tworzy scenariusze, jak bardzo nie chce na tym nijakim półmetku być. Bo w tym zwątpieniu można utonąć, stracić siły. Zwlekam się, wyciągam matę. Zwątpienie razem ze mną, robimy p